moje grzeszki... czyli krótki acz bolesny rachunek sumienia


ostatnio wzięło mnie na rozmyślenia, gdzie ucieka mi najwięcej pieniędzy, i wynik tych rozmyślań nie zdziwił mnie za bardzo... ;)

- odzież - ta kategoria w ciągu ostatniego roku pochłonęła spokojnie z 3(?) tysiące. dla jednych dużo, dla innych mało... dla mnie o wiele za dużo! lubię nosić skórzane buty, wełniane swetry, a to niestety kosztuje. plus wyprzedaże, bo jak się oprzeć super sweterkowi, który pomimo nędznego składu, ma świetny odcień zieleni? i kosztuje tylko 50 zł, żal nie brać! ;) niemniej od kilku lat jestem zadowolona z niemalże wszystkiego, co kupię, wszystko noszę (częściej lub rzadziej), a wpadki stanowią jakąś małą część, dosłownie może z 5 sztuk rocznie jest nieudana

- książki - od kilku miesięcy mam więcej czasu i czytam w komunikacji miejskiej. mimo że kupuję w outletach, to łącznie będzie ok. 2000 zł, a to z kolei jakieś 350 zł miesięcznie. czy muszę mówić, że nie nadążam z czytaniem?

- i sprzed pandemii: usługi urodowe - farbowanie włosów u fryzjera (co wiadomo nigdy nie będzie tanie), paznokcie u kosmetyczki, kilka razy regulacja brwi w salonie - i chociaż nie korzystałam z tego co miesiąc (poza paznokciami co 3 tygodnie), to w skali roku wyszła bajońska suma (nie wiem dokładnie jaka i chyba nawet lepiej nie wiedzieć ;))



zdjęcie: tskirde z pixabay

Komentarze